Spódnicę miałam sobie uszyć na święta.....Bożego Narodzenia... Noworodek w domu, wigilia w domu dla 25 osób, srutututu, nie zdążyłam. Ok.
W marcu chrzciny Amelki- trzeba, bo nie mam w czym iść. W lutym zrobiłam szablon na papierze i..... leżał. Na chrzciny poszłam w starej spódnicy, tak wąskiej dla mnie teraz, że ledwo oddychałam i modliłam się w kościele żarliwie....żeby nie pękła :) Trudno się mówi. Trójka dzieci, więc czasu mało i tralala.
Wielkanoc 2015....w starej spódnicy. Wrrrrr. Moja cierpliwość do mnie samej się kończy.
Chrzciny chrześniaka. O nie! Nie pójdę znowu w za ciasnej! Uszyłam. Niestety, na szybko, bo dzieci nie chciały współpracować. Mój mózg też, niestety. Ale udało się i nie trzymałam dziecka do chrztu w samych majtkach albo w dresach. Ufff.
Rozmiar mnie baaaaaaardzo nadal nie satysfakcjonuje, ale pracuję nad tym. Szablon też nie, ale nad tym łatwiej popracować, więc się nie przejmuję. Ważne, że znowu mam w czym chodzić do kościoła :)
Spódnica taka sobie- prosta, lekko ołówkowa z jakiejś czarnej lekko połyskującej bawełny odzieżowej. Szyło się dobrze nawet. Nie mam tylko pojęcia jak skroiłam spódnicę o prawie 20 cm szerszą w pasie niż szablon..... To się po prostu nazywa talent :)
Zdjęcia zachwycające! Dzięki, samowyzwalaczu! :)
Starszaki pojechały na weekend do dziadków....planów mam wiele :) Na początek spadam do drutów, bo dwumiesięczna robótka zbliża się ku końcowi nareszcie. Może uda mi się ją jutro pokazać :)
Twój samowyzwalacz ma talent mojego męża ;-))). Spódniczka fajna i najważniejsze, że masz w czym chodzić.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Mój mąż ma połowę talentu mojego samowyzwalacza ;))
Usuń