W zeszłym roku po raz pierwszy postanowiłam wziąć udział w wyzwaniu książkowym. Ba, od razu w czterech! Myślałam, że skoro siedzę w domu na macierzyńskim z maleństwem, to dam radę z palcem w uchu. A tu psikus- okazało się, że po 4 latach zapomniałam już, że przy maleństwie czas jest tylko na samym początku. Dokładnie wtedy, kiedy wydaje nam się, że mamy go najmniej :)
I tym oto sposobem z planowanych 52 książek przeczytałam tylko 25, z planowanych 158 cm lektury, tylko 57,8. Szokiem jest dla mnie, że od października nie przeczytałam żadnej książki. Fakt, że to właśnie wtedy kursowałam ciągle między pracą, domem a szpitalem, ale jednak to nadal 0 książek. Miałam wtedy kilka podejść do kilku polecanych książek, ale w żadnej nie dobrnęłam nawet do 20 strony. Zupełnie jak nie ja. Mimo to zdołałam w 2015 przeczytać książki, które wpasowały się w prawie połowę kryteriów z wyzwania:
Cóż, może w tym roku uda się osiągnąć więcej :) Zaraz biorę się za szukanie nowych wyzwań na ten rok.
I tak duzo przeczytalas,szczegolnie przy maluszku:) Ja ostatnio tez jakos nie po drodze mam z ksiazkami ale przynajmniej raz w tygodniu zamykam sie z ksiazka w lazience na jakas godzine i wtedy wszyscy wiedza,ze mnie po prostu nie ma.
OdpowiedzUsuńi tak sporo poczytałaś, to fakt, że im starsze dzieciaki, to mniej czasu dla siebie
OdpowiedzUsuń