Uszyłam wreszcie tuniczkę, na którą wykrój znalazłam na Papavero. Bardzo mi się podobała, zabrała mi mnóstwo czasu i nerwów (oj, było prucia, było). A ostatecznie doszłam do wniosku, że nie jest na moją figurę. Po prostu kiepsko się w niej czuję. Ale to nic. Przynajmniej czegoś się nauczyłam szyjąc ją i na pewno te wnioski zaprocentują przy szyciu kolejnych ubrań :)
Pasek na zdjęciach jest tylko kawałkiem materiału przewiązanym w talii. Nie chciało mi się go już szyć :)
sliczna uwielbiam tuniki :)
OdpowiedzUsuńbardzo Cię podziwiam. Ja nie wiedziałabym za co się zabrać :)
OdpowiedzUsuńśliczna jest :)
OdpowiedzUsuńja bym wolała nieco dłuższą, ale jest boska!
No to już pokonałaś pierwsze płoty. Lepiej by leżała, gdybyś uszyła ją z dzianiny z dużą ilością wiskozy. Wówczas opływałaby miękko ciało.
OdpowiedzUsuńAneczko, wg mnie jest dobrze.
OdpowiedzUsuńPodziwiam trud włożony w szycie tuniczki.
Pozdrawiam
A mi się skojarzyła z jednym - będzie pasowała, gdy będziesz czekała na nowego dzidziusia. Słowem - ciążówka idealna! ;D
OdpowiedzUsuńPiękne jesteście!
OdpowiedzUsuńBardzo fajna tuniczka , szkoda , ze nie zrobiłaś zdjecia rękawków z bliska , bo tu chyba było kue roboty :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle się rozpędzasz kobieto! Będziesz miała fajne, oryginalne ciuszki :)
OdpowiedzUsuńTy się chyba minęłaś z powołaniem, podziwiam również Twoją energię, upór i wytrwałość. Nawet Ci tego zazdroszczę.
OdpowiedzUsuń