Znowu przeczytałam książkę Moniki Szwai i znowu mnie zauroczyła. Tym razem się miło zaskoczyłam, bo zrobiłam już kiedyś podejścia do "Romansu na receptę" i wtedy jej nie skończyłam. No nie mój klimat to był. Tym razem wciągnęła mnie od razu i trzymała w napięciu do samego końca. I zakochałam się w tej książce :) Jeszcze ją kiedyś przeczytam.
A co w niej takiego wyjątkowego? Że nie jest to typowy romans. Jest to historia wzruszająca, ale też zabawna, w dodatku z pięknymi opisami przyrody w tle. Opisami, które bardzo przyjemnie się czyta. Tu kolejny szok dla mnie, bo lektury szkolne z opisami przyrody były dla mnie mordęgą zawsze....
Główna bohaterka przeżywa mały kryzys w swoim życiu. Jest jest bardzo ciężko, bo jej bliźniaki właśnie dorosły i postanowiły studiować w innych miastach, zostawiając mamę samą. Przynajmniej tak jej się wydawało, że samą, bo dom Lali za chwilę wypełni się całkiem sporą gromadą ludzi. Jak dobrze, że zawsze można uciec w góry i liczyć na fachową pomoc zaprzyjaźnionego psychiatry.
Polecam Wam "Romans na receptę" z czystym sumieniem. Jako dobrą książkę na receptę :)
A ja teraz potrzebuję dobrej recepty na powrót do szycia. Ktoś ma jakieś rady? Zacznę jutro od porządków w tkaninach, to może mnie natchnie. Pomysłów w sumie cała masa, ale jakoś motywacji brak. Wiosenne przesilenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz