Moja Julka oczywiście zgłosiła się do uszycia laleczki. Jej wychowawczyni do mnie napisała, że Julka się zgłosiła, ale czasu jest mało (Julka zdecydowała się kilka dni przed końcem akcji), a ona rozumie, że jesteśmy bardzo zabiegani, więc jeśli nie damy rady, mamy się nie przejmować, bo jeszcze kilkoro innych dzieci się zgłosiło. Ale że my nie damy rady? My? Oczywiście, że dałyśmy :) Czas nam się trafił fatalny, bo chorobowy, a jeszcze Julka miała akurat spektakle w teatrze w tym czasie. Ale sprężyłyśmy się. Tatuś zabrał Julkę do teatru, a ja w tym czasie wykroiłam ciałko lalki. Julka po powrocie zszyła ją i wypchała. Jak poszła spać, to ja lalkę zaszyłam. Julka wykleiła jej twarz z filcu, zrobiła włosy, a jak poszła spać, to ja uszyłam sukienkę.
Jestem bardzo dumna z mojej córeczki. Uszyła ja prawie sama. Gdyby miała więcej czasu, dałaby radę bez mojej pomocy, z pewnością. W dodatku, okazało się, że tylko ona ze swojej kasy przyniosła lalkę. Była z siebie niesamowicie dumna. Ja z niej też, oczywiście. Uważam, że jak na 10-letnie dziecko, lalka wyszła śliczna.
Lalka to Mona z Madagaskaru :) Zdjęcia niestety robione na bardzo szybko, więc nie oddają uroku laleczki. Włosy jej uciekły do tyłu, ale ułożone leżą ładniej na czole.
Śliczne obie laleczki!!!!
OdpowiedzUsuń