Ale od początku. Zanim będziesz się cieszyć swoim albumem, trzeba wybrać temat i zdjęcia. To było nie lada wyzwanie! Zdjęć z wakacji miałam miliony i na początku wszystkie chciałam mieć w albumie. Tu przyszedł mi z pomocą kurs fotograficzny- w jednej z pierwszych lekcji określił, ile zdjęć powinna zostawić z wakacji. Przejrzałam je jeszcze raz, wyrzucając te najgorsze. Potem jeszcze raz, jeszcze i jeszcze raz. Ostatecznie zostało ich tyle, żeby dało się je wcisnąć do albumu. Wcisnąć, bo nie na wszystkie było na początku miejsce. Na szczęście, strona do projektowania swojego albumu jest bardzo łatwa w obsłudze, a z szablonów da się wycisnąć więcej niż się wydaje na początku :) Potem jeszcze tylko szybkie poprawki (można zmienić szablony, ich poszczególne elementy- np. położenie rybek czy samych zdjęć, czy wrzucić kilka zdjęć w miejscu tekstu), korekta błędów- program w bardzo czytelny sposób nam je pokazuje, dzięki czemu poprawki to już tylko formalność. A potem wystarczy już tylko poczekać na swoją fotoksiążkę.
Muszę przyznać, że naszą jestem zachwycona. Nie tylko dlatego, że zdjęcia są bardzo wyraźne, ostre i w ładnych kolorach, ale też ze względu na sztywność kartek. Nawet małym łapkom można pozwolić go obejrzeć i nie trzeba rwać włosów z głowy, że po pierwszym oglądaniu, kartki są wygięte i podarte. Nic z tych rzeczy. Nadal wyglądają jak nowe. Poza tym, okładka jest sztywna i pisząc sztywna mam na myśli- naprawdę sztywna. Nie w każdej fotoksiążce, którą oglądałam, to słowo znaczyło to samo. To tak, jak z blokami technicznymi, jeśli wiecie, co mam na myśli. A każdy, kto choć raz próbował kupić blok techniczny w supermarkecie (czyt. minimum 5 rodzajów do wyboru), doskonale mnie zrozumie...
Podsumowując- jeśli macie w komputerze pełno wartych wywołania zdjęć, zrezygnujcie z wywoływania ich i układania w albumach (od kilku lat na ułożenie czeka u mnie ok.800 zdjęć malutkiej Julki...), bo to może i jest urocze, ale zajmuje całe wieki. Wybranie zdjęć do fotoksiążki i przygotowanie jej do wydruku to połowa mniej roboty. I jak szybko można się cieszyć jej efektami :) W dodatku, tyle samo pracy będzie nasz kosztowało wykonanie kilku takich samych książek, co jednej. To może rozwiązać odwieczny problem z prezentami na Dzień Babci i Dziadka
albo dla chrzestnych po Komunii. Kto by się nie ucieszył z takiej ślicznej pamiątki?
Rewelacja! Nam tez brakuje wywolanych zdjec. Taka ksiazka to piekna pamiatka na lata.
OdpowiedzUsuńU mnie aż wstyd, bo ostatnie zdjęcia wywoływałam zanim Julka skończyła roczek.... Teraz mam zamiar to nadrobić w fotoksiążkach. Zaplanowałam 4 na każdy rok- porami roku pojadę :) Albo latami? Kurcze, sama nie wiem. Dużo nam się tych zaległości nazbierało....
Usuń