Etykiety

Ciuszki dla dzieciaków (137) książki (69) dla niemowlaczka (56) Małe szyjątka (55) czapki (47) Inne (46) Szyjątka dla dzieciaczków (44) Zabawy (39) Na drutach (34) Kulinarne (31) sukienka (25) przebrania (23) wyzwanie (22) Candy (21) spodnie (21) Boże Narodzenie (20) Wielkanoc (19) dla przedszkolaka (19) fotografie (19) BuJo (18) wyzwania czytelnicze 2015 (18) metkowiec (17) torby/torebki (17) wyzwanie czytelnicze 2016 (17) bullet journal (16) Moje przemyślonka (15) Tutki (15) etui (15) poduszki (15) spódnica (15) wyzwanie czyt.2017 (14) 12 czapek w jeden rok (12) Na szydełku (11) prezenty (11) zakupy (11) DIY (10) haft (10) kominy (10) Kiermasz (9) okładki (9) przepisy (9) dla lalki (8) do domu (8) domowe sposoby (8) fotografia (8) opaski (8) torty (8) bajkowe postaci (7) ciasta (7) fartuszki (7) wyzwania czyt.2018 (7) z papieru (7) Moje mieszkanko (6) Teraz Ja! Kobieta (6) kapelusz (6) osłonka na pasy (6) piżamki (6) wymianka (6) wyzwanie czyt.2019 (6) Julka szyje (5) bluzka (5) ciastka (5) do auta (5) dom (5) polecam (5) worki (5) wyzwanie czyt.2018 (5) zające (5) Tańce z pędzlem i farbami (4) Tilda (4) króliki (4) maty (4) pojemniki (4) recykling (4) wiosna (4) kosmetyczki (3) pies (3) piórnik (3) pokrowce (3) wyzwania czytelnicze (3) zabawki (3) zakładki do książek (3) zdrowie (3) Walentynki (2) dekoracje (2) girlandy (2) kartki (2) podkładki (2) pomagamy (2) pościel (2) quietbook/książeczka sensoryczna (2) sweterki (2) w moim ogrodzie (2) z drewna (2) fotorekwizyty (1) kalendarz adwentowy (1) kaligrafia (1) lalki (1) rekwizyty do sesji foto na drutach uszyte poduszeczki (1) tuniki (1)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyzwanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyzwanie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 3 lipca 2018

Nosowska i "Opowieść niewiernej"

   W czerwcu nie miałam wiele czasu na czytanie. Niestety, wrzesień i czerwiec to dwa miesiące, kiedy nauczyciel zapomina jak się nazywa, tyle jest pracy. Nie inaczej było w tym roku. Mimo to, dałam radę przeczytać na koniec miesiąca jeszcze dwie książki. Jedna z nich- Kasi Nosowskiej- to prezent od moich uczniów. Ależ ich rodzice trafili w mój gust :) Pochłonęłam od razu :)

   Ale najpierw przeczytałam "Opowieść niewiernej"- poruszającą do głębi historię kobiety, która pragnie miłości, a w zamian otrzymuje bardzo wiele,.... ale nie miłość. Jej życie wygląda na idealne i poukładane, ale w środku jest w totalnej rozsypce. Ma męża,  mieszkanie, jest budowa pięknego domu, dobra praca, wierna przyjaciółka i pustka w sercu. To wszystko sprawia, że Ewa jest coraz bardziej zagubiona i samotna. A samotność przyciąga innych samotnych. Co z tego wyniknie? Czy mąż prawie-idealny się wreszcie obudzi, czy Ewa znajdzie szczęście u boku kogoś innego? Sprawdźcie sami :)






  A Nosowska to już zupełnie inna bajka. Życiowa, prosto z mostu opowieść o współczesnych ludziach. Krytycznie (autokrytycznie też), bardzo dosadnie i momentami ostro, ale prawdziwie. Dokładnie tak samo widzę świat. Co wcale nie znaczy, że wśród barwnych bohaterów nie znalazłam i siebie :) Gorąco polecam, bo ogromna dawka poczucia humoru ( w moim stylu, zdecydowanie) potrafi poprawić humor nawet w szary dzień.

                                         


To moje pozycje 21 i 22/52/2018. Troszkę ponad pół roku za mną i prawie połowa książek. W wakacje trzeba nabrać powera i podgonić, żeby w tym roku wreszcie się udało :)

środa, 11 kwietnia 2018

Kolejne książki

Wykorzystując czas na zwolnieniu lekarskim czytałam i czytałam. Chociaż jakieś plusy choroby :)


"Niebieski migdały" Katarzyny Zyskowskiej- Ignaciak to bardzo przyjemna powieść o perypetiach samotnej młodej mamy Jak się pewnie domyślacie jest to miejsce na łzy, samotność, przyjaźń i bezgraniczna miłość do maluszka. Jest też kilku mężczyzn i kilki pseudomeżczyzn. Nie może też zabraknąć szalonej mamusi, która wspiera córkę jak może, ale uparcie na swój sposób, czyli szukając jej mężczyzny. Zresztą, nie ona jedna. Inka mimo to stara się żyć normalnie. Chce wrócić do pracy w magazynie dla kobiet, choć szefowa za nią nie przepada. Chce sobie radzić sama. Czy wyjdzie jej to na dobre?




"Miłość, zazdrość i arszenik" Anny M. Zawadzkiej to historia miłosna z wątkiem kryminalnym. Tu też mamy samotną mamę, Lutkę,która próbuje połączyć życie zawodowe z wychowaniem dziecka. Jej rodzice, podobnie jak rodzice Inki Z "Niebieskich migdałów" próbują ją wyswatać, żeby było jej w życiu trochę łatwiej. Tylko czy jej życie stanie się przez to rzeczywiście prostsze?
 Lutkę poznajemy w dziwnych okolicznościach- jest jedną z ostatnich osób, która rozmawia z pacjentem, który zmarł w dziwnych okolicznościach, a którego ciała zaginęło.  Może to nie dziwić aż tak bardzo, bo Lutka jest w końcu lekarzem, ale ten pacjent nie był jej i spotkała go pierwszy i ostatni raz w życiu. Czy ten incydent będzie miał jakieś konsekwencje w prywatnym życiu? :)
   Tę książkę zgłaszam do wyzwania okładkowego, bo strój jest typowo wiosenny :)


I w końcu "Ciotka Zgryzotka" mojej ukochanej Małgorzaty Musierowicz. Poznańska lojalność obowiązuje :)
To kolejna już część (22.) Jeżycjady, którą pochłaniam namiętnie od wieku nastoletniego. Pierwsze trzy części ma już też za sobą moja najstarsza córcia, więc najnowszą część dostała od zajączka. Oczywiście, ja się do niej dorwałam pierwsza :)
W tej części kochliwe jest kolejne już pokolenie rodu Borejków. Tym raze poznajemy bliżej Norę, córkę Patrycji i Florka. Mamy koniec wakacji i Nora, które jest w wieku nastoletniego buntu, na znak protestu przeciwko ciągłym karom i pracom narzuconym przez rodziców (nie bez powodu zresztą...) porzuca dom rodzinny i na kilka dni przenosi się do Ruinki ciotki Idy. Ruinka swą wdzięczna nazwę zawdzięcza.....stanowi, w jakim się znajduje. Jest to przedślubny prezent do Dorotki dla przyszłej teściowej. Energiczna ciotka Ida cały urlop poświęca na remontowanie swojego domku letniskowego i planuje tym zarazić też siostrzenicę. Na próżno jednak.  Nora ma zupełnie inne plany. Dodatkowo, ma też chyba cichego wielbiciela, który ja podgląda i wysyła do niej smsy. W tle przygotowania do wydarzenia roku, a nawet dwóch- ślubu przystojnego kuzyna, Józinka z Dorotką i oczekiwanie na przyjścia na świat pierwszego dziecka Ignasia. Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem? Sprawdźcie. Jak zwykle, pełno tu sielanki, dobrych ludzi i rodzinnej atmosfery. Idealna książka na wyciszenie się i nadzieję, że na świecie są jeszcze ciągle dobrzy ludzie. Tuż obok nas.

Kolejne punkty odhaczone z listy :)


To moje numery 10, 11 i 12/52/2018. To się wreszcie ma szansę udać :)

niedziela, 11 lutego 2018

Ferie i...ostatnie książki w zeszłym roku

   Nareszcie dotarły i do mnie. Kto? Co? Ferie zimowe :) W dodatku dzieci są u babci do jutra, więc wreszcie mam czas uzupełnić trochę braków na blogu. Planów cała masa oczywiście, jak co roku, ale w tym roku nowość- jest też plan, żeby odpocząć i trochę przystopować. Jest też plan, żeby zrobić coś dla siebie i tak już jest, choć ferie mam dopiero w sumie od jutra. Ale o moich planach na ferie napiszę Wam następnym razem :)

   Dzisiaj wreszcie zebrałam się  w sobie, żeby podsumować wyzwanie czytelnicze 2017. Niestety, znowu poniosłam porażkę i zamiast planowanych 52 książek przeczytałam tylko 16. W sumie wiem dlaczego. Po pierwsze zawsze miałam coś pilniejszego do zrobienia, po drugie wybierałam jak zwykle strasznie grube książki. Zdecydowania szybciej się czyta książeczkę 120- stronicową, niż moja ukochaną Camillę Lackberg czy Katarzynę Bondę. W tym roku zaplanowałam opasłe tomiska przeplatać chudymi książeczkami. Pani z biblioteki prawie s krzesła spadła jak zapytałam o jakieś chude książki 😄. Sama też bym chyba padła. Tym bardziej, że oddawałam same grubaski :)

    Ale do sedna- to było 16 ciekawych i wciągających książek, więc pal licho, że tylko tyle. Ostatnie dwie nie pojawiły się jeszcze na blogu:

Lackberg, jakżeby inaczej :) Dzięki mojej ulubionej sąsiadce mogłam przeczytać nówkę Camilli- Czarownicę. Właściwie to ją pożarłam :D

   Tym razem klimat jest ciężki (nie no, to u Lackberg nie nowość :)), bo zaginęła malutka dziewczynka. No dla mnie jako mamy to zawsze trudny do przełknięcia klimat. Mimo to, nie mogłam się oderwać od czytania. Tym bardziej, że do samego końca nie mogłam rozgryźć związku pomiędzy czasem obecnym (zaginięcie dziewczynki) i historia sprzed la (ciężkim życiem wdowy po rybaku, z wredną siostrą i jej świętoszkowatym mężem).  I więcej Wam nic nie napiszę :) Oczywiście, wątek Eryki i jej rodziny nadal jest tu obecny i wciągnął mnie tak samo mocno jak wątek kryminalny. Uwielbiam takie połączenie :) To była książka, którą zakończyłam rok 2017.



 Przedostatnia była Tess Gerritsen, za książkami której również przepadam. "Czarna loteria" to kryminał medyczny, z ciekawym wątkiem romantycznym. Takie połączenie również uwielbiam :)


     Pani doktor podczas rutynowego zabiegu traci pacjentkę, która jest jej koleżanką z pracy. Targają nią okropne wyrzuty sumienia, choć jest pewna, że nie popełniła błędy, który jej zarzucono. Nie potrafi tego jednak w żaden sposób udowodnić. Nagle okazuje się, że z oskarżonej stała się również ofiarą okrutnego mordercy, a jej największy wróg- jedyną osobą, której potrafi zaufać. Przeczytajcie koniecznie :)

Ten rok zaczynam bardzo obiecująco. Za mną już 6 książek :) Pokażę Wam je następnym razem.

piątek, 9 grudnia 2016

Pochałaniacz

Nareszcie doczekałam się kolejnej Bondy z biblioteki. Trochę poza listą mi się udało, bo czekała na mnie druga część "Okularnik", a na "Pochłaniacza" byłam dopiero 15. na liście. Pani stwierdziła, że tak nie może być, bo bez sensu je czytać w odwrotnej kolejności i po cichutku mi ją wypożyczyła poza kolejnością. W zamian za to miałam aż 3 dni na przeczytanie prawie 700 stron. Dałam radę :)



Książka wciągnęła mnie od samego początku. Jest rewelacyjna, choć tak zaplątana, że kilometr poplątanej przed dwulatkę włóczki, to przy tej akcji pikuś. Miliony bohaterów, charakterów, zwrotów akcji, pytań bez odpowiedzi, domysłów. Genialna!!! Nie sposób chyba przewidzieć zakończenie, choć niektóre moje podejrzenia się sprawdziły. Ale nie tak, jak sądziłam.

Główną bohaterką powieści jest Sasza Załuska, profilerka, wplątana w dziwny sposób w sprawę morderstwa, prawie podwójnego. Prawie, bo druga ofiara cudem przeżyła i o zbrodnię oskarżyła swoją była najlepszą przyjaciółkę, która choć jest typem mocno podejrzanym, to uparcie twierdzi, że jest niewinna. Dowody przeciwko niej są niejednoznaczne. Policja chwyta się każdego sposobu, by rozwiązać tę zagadkę, łącznie z wykorzystaniem węchu czworonożnych pomocników. Niestety, ale im dalej w las, tym liczba podejrzanych zaczęła się poszerzać, zamiast zawężać. Czy opinia profilerki okaże się przydatna? Czy ona sama będzie pomocna? 

Jeśli macie trochę wolnego czasu (ostrzegam- ciężko się oderwać :)), to gorąco Wam tę książkę polecam. A ja biegnę czytać kolejną część. Bez pośpiechu, bo trzeciej, "Lampionów", jeszcze w naszej bibliotece nie ma :(

Książka to moja pozycja numer 20 w tym roku (uuuu, cieniutko :( ), ma za to aż 4,1 cm, więc do przeczytania zostało nierealne 101,7. 

sobota, 13 sierpnia 2016

Kończę z Tobą, Lackberg!

Tak, dobrnęłam wreszcie do końca sagi Camili Lackberg. Wciągnęła mnie totalnie, więc się w sumie cieszę, że się skończyła. Nareszcie mam czas na inne rzeczy. Ciężko mi się było odkleić od kolejnych części.

Syrenka- w Fjallbace znika mężczyzna. Nie ma po nim śladu, aż do momentu, kiedy jego ciało znajduje pod lodem przypadkowy mężczyzna. Okoliczności jego śmierci są trudne do wyjaśnienia. W międzyczasie okazuje się, że debiutujący pisarz, Christian Thydell od pewnego czasu dostaje liściki z groźbami. Czy obie sprawy coś łączy? Czy będzie więcej ofiar? Oczywiście, Erika i Patrik są bardzo zaangażowani w sprawę. Szczególnie, że Erika dobrze zna Christiana i wspiera go w jego pisarskiej drodze. A może wcale go nie zna tak dobrze, jak myślała....

Latarnik- znowu w tajemniczych okolicznościach ginie powszechnie lubiany mężczyzna, o którym wszyscy mało wiedzą, a który niedawno wrócił do rodzinnej miejscowości. W tym samym czasie na wyspę niedaleko Fjallbacki wraca młoda matka z synkiem. Czy te sprawy coś łączy? Czy kobieta również jest zagrożona? Czy wyspa, na której mieszka sama z dzieckiem jest rzeczywiście nawiedzona, jak mówią ludzie? Erika oczywiście nie potrafi się powstrzymać i znowu wtyka nos w nie swoje sprawy. Całe szczęście, że Patrik czuwa.

Fabrykantka aniołków- bardzo zakręcona część. Dużo postaci, dużo się dzieje i ciężko się połapać, kto jest katem, a kto ofiarą. Mieszają się znowu różne wątki- prywatne z zawodowymi, miłosne, chorobowe, historyczne, rodzinne. Bardzo ciekawa i wciągająca część sagi. Ani trochę gorsza od pozostałych. Tym razem, żeby rozwiązać sprawę, znowu trzeba wrócić do sprawy sprzed wielu lat- tajemniczego zniknięcia całej rodziny, oprócz rocznego dziecka. Policjanci z Fjallbacki muszą rozpracować obie sprawy, a nie Gosta musi uporać się z trudnymi i bolesnymi wspomnieniami. A może nie tylko on?

Gorąco Wam polecam całą sagę Camilli Lackberg. Czytałam ją w rekordowym tempie, tak bardzo mnie wciągnęła. Polubiłam głównych bohaterów, którzy występują w każdej części od samego początku, ale też tych, którzy dołączyli do zespołu nieco później. Każda część była dla mnie bardzo ciekawa i nowa, choć pojawiały się pewne współne mianowniki. Czasem mnie to irytowało, czasem bawiło. Niektóre rzeczy mogłam już w ostatnich tomach, chociaż częściowo przewidzieć.

Książki są znowu grube i pozwalają mi trochę podratować moje wyzwanie czytelnicze "Przeczytam, ile mam wzrostu" Uffff :)

razem mają 11,2 cm, więc zostało mi do przeczytania 113,9 cm. To moje pozycje nr 14,15 i 16. Do 52 zostało jeszcze całkiem sporo.....


poniedziałek, 16 maja 2016

Taki sobie "Feblik"


     Dawno nic nie czytałam, ale w weekend majowy ukradłam trochę czasu i nadgoniłam.  Całe dwie książki w maju do tej pory! Cud jakiś! Czas był serio kradziony (np. udawałam, że jeszcze usypiam śpiące od godziny dziecko )

      Od bardzo dawna pałam niepohamowaną miłością do Małgorzaty Musierowicz i Jeżycjady, więc dzisiaj podzielę się wrażeniami po przeczytaniu najnowszej jej części- Feblika. Jestem zachwycona, że panie ze szkolnej biblioteki też są fankami Jeżycjady, bo niestety w naszej miejscowej bibliotece trochę bym jeszcze musiała poczekać na tę książkę. Wiecie, na Katarzynę Bondę jestem zapisana od lutego i mam podobno szansę na lipiec. Niewielką, ale zawsze.....

     Wracając do Feblika, to w sumie co Wam tu napisać? Jeśli powiem, że to urocza opowiasta o mega ciepłej rodzinie, gdzie zasady i bezgraniczna miłość pomagają wyrastać na mądrych ludzi, to będzie banał, prawda? A że to historia miłosna? Eh, przecież wątek miłosny też jest oczywisty. Co można w takim razie napisać? Sami ją sobie przeczytajcie :) Ja łyknęłam (jeśli tak można określić czytanie cienkiej lektury przez dwa tygodnie...). Pod koniec czytałam już tak mega, mega wolno, a ona i tak się skończyła :( Z niecierpliwością czekam na kolejną część i mam taki postulat- czytajmy książki tylko tych autorów, którzy piszą szybciej niż my czytamy. Resztę zbojkotujmy ;)



    Wyzwania czytelnicze u mnie poległy i ciężko mi to będzie nadgonić, ale spróbuję.
"Feblik" to książka numer 5/52
Ma 1,3 cm, więc zostało mi już tylko 150,9 cm. No nie tak źle. W końcu przede mną jeszcze wakacje :)
Spełniłam też jeden warunek klucznika majowego i wyzwania Karoliny- rodzinne historie. Uwielbiam Musierowicz :)
I z tego wyzwania:
- ma więcej niż 5 części
-polski autor
-książka ulubionego autora, której do tej pory nie czytałam




niedziela, 3 kwietnia 2016

Marzec miesiącem straconym...

Mój ulubiony miesiąc, bo urodzinowy a tu taki zawód. Jeszcze w żadnym roku nie był dla mnie tak niełaskawy. Zaczęło się od choroby, a potem to już poszło lawinowo- ciągły brak czasu, brak snu, ciągły stres z powodu miliona zaległych spraw, koniec stażu, więc znowu stres i brak czasu. Z tego wszystkiego ciągle walczyłam o chwilkę dla siebie. Nie mogę powiedzieć, że ich nie było, ale to był mega ciężki miesiąc. Niestety, kolejne trzy nie zapowiadają się wcale lepiej. Na szczęście potem lipiec i wakacje.

W marcu nie przeczytałam żadnej książki. Żadnej!!! Aż wstyd, ale kompletnie nie było czasu. Uszyłam tylko dwie rzeczy- okładki na książeczki zdrowia dzieciaków i spódniczki dla dziewczynek. Brakuje mi czytania i szycia :(

Na szczęście pamiętałam o moim dobrym nawyku i tu się udało w 100%. Nawet jak nie było czasu, kradłam go np. na 15-minutowy gorący prysznic, na głośne słuchanie Adele przy sprawdzaniu zeszytów, na spacer z psem i słuchanie śpiewu ptaków, 20 minut na maseczkę wieczorem przy zmywaniu naczyń. Teraz piszę do Was ze świeżo pomalowanymi paznokciami. Lepiej mi ze sobą jak mam codziennie chwilkę czasu na dbanie o siebie.

Nawyk na kwiecień- więcej sie ruszać. Za miesiąc komunia Julki i chciałabym jakoś skurczyć swój brzuch :) Jelitówka mi już trochę pomogła i zimne prysznice, ale jeszcze dużo pracy przede mną.

Ktoś się przyłączy?


wtorek, 8 marca 2016

Z okazji Dnia Kobiet

Wszystkiego dobrego, Kochane Kobiety! Czasu dla siebie i radości z życia.

U mnie dzisiaj melancholijnie jakoś, ale doszłam właśnie do wniosku, że nie jestem dla siebie dobra. Ciągle w biegu, w stresie, ciągle coś dla kogoś. I postanowiłam, że marzec będzie moim miesiącem. Każdego dnia zrobię coś dobrego dla siebie. Wystarczy drobiazg, byle coś, co sprawi mi przyjemność. Dzisiaj zjadłam z córką ciasto czekoladowe. Po 18 :) Trudno, dzisiaj kalorie nie obowiązują na pewno :) Na jutro mam w planie maseczkę, a potem się zobaczy. W każdym razie w marcu codziennie zrobię coś dobrego dla samej siebie. Oby mi to weszło w nawyk lepiej niż niejedzenie po 18.....


poniedziałek, 1 lutego 2016

Mój dobry nawyk na luty

Mój styczniowy nawyk wyszedł całkiem, całkiem nawet. Jeszcze nie zawsze prysznic biorę wieczorem, zamiast rano, ale w większości mi się to udaje. Zdecydowanie dobrze to wpłynęło to na moje poranki. Nawet na moje samopoczucie w wolne dni. Dużo przyjemniej jest rano wstać i od razu się ubrać, niż zbierać w sobie pod prysznic i chodzić w piżamie do 14. A to mi się zdarzało. (Moje dzieci dają mi w weekendy pospać nawet do 11.30 :)) Teraz jest lepiej. Z wyjątkiem dni, kiedy kończę pracę ok.1-2 w nocy (patrz wystawianie ocen na przykład) i padam na twarz nie wiadomo kiedy.

No dobra. Styczeń za nami, nawyk mam nadzieję zostanie. Czas na kolejny- w lutym robię krok w kierunku zgrabniejszej sylwetki. Lato mnie tym razem nie zaskoczy.
Raczej nie wystarczy zmienić sposobu ważenia się :)


Wracam do starego nawyku- niejedzenia po 18-19. Całe liceum się tego trzymałam i waga stała jak zepsuta. Niestety, potem sobie zaczęłam folgować i efekty dobijają mnie do dziś. Ale koniec z tym! Wracam do pilnowania się i wieczorów na głodniaku. Głodniaku, którego nie odczuwałam. Wręcz czułam się zdecydowanie lepiej i lżej. Oby teraz było podobnie.
Trzymajcie kciuki, żeby się udało. A kto się chce przyłączyć, zapraszam :)

niedziela, 31 stycznia 2016

Przeczytane w styczniu

Dopiero wybrałam wyzwania czytelnicze, ale na szczęście zdążyłam już w tym miesiącu przeczytać dwie książki, więc coś już sie dzieje.

Wpadły mi w ręce przypadkiem trzy książki tej samej autorki- Dominiki Stec. Jestem w połowie trzeciej i muszę powiedzieć, że mi się podobają. Lekkie, przyjemne, niby romansidła, ale z dużą dozą poczucia humoru, a nawet z wątkiem mafijnym :)

Mężczyzna do towarzystwa- to część pierwsza, w której poznajemy główną boheterkę, Do, jej przyjaciółkę, Gośkę, rodziców i kilku ważnych mężczyzn jej życia. Tu się wszystko zaczyna.

Kobieca intuicja- kontynuacja pierwszej części, w której rozwija się wątek miłosny z części pierwszej, ale też i nieco komplikuje. Pełno tu zabawnych, a czasem i smutnych zwrotów akcji.



I tak właśnie rozpoczynam moje tegoroczner wyzwania czytelnicze. Mam nadzieję, że w lutym bardziej się rozczytam :)

na razie mam 2 książki z 52- zostało 50
książki mają razem 2,2 cm- zostało "jedynie" 155,8 cm :)

Myślę, że wpisałam się w styczniowe hasło od Karoliny- inny świat. Książki nie traktują o jednorożcach, ani elfach, ale jednak życie bez rodzinnych zobowiązań, bez wizyt z dziećmi u dentysty między jednym a drugim przewijaniem, to dla mnie inny świat :)

I od anonimowego autora z wyzwania spełniłam kilka warunków:
- polski autor- obie książki
- ma zaskakujące zakończenie- Kobieca intuicja
- bez szczęśliwego zakończenia- Kobieca intuicja
- wybrałam ze względu na okładkę- Kobieca intuicja
- z wątkiem świątecznym- Kobieca intuicja
- książka autora, o którym nigdy nie słyszałam- obie

I tyle w styczniu. Jeśli chodzi o wyzwanie okładkowe, to post będzie dopiero w lutym.

Uciekam czytać :)


czwartek, 28 stycznia 2016

Wyzwania czytelnicze 2016

Poszperałam, pomyślałam i wybrałam. Nie sądziłam, że istnieje tyle wyzwań czytelniczych! Wszystkim na pewno nie podołam, więc żeby się nie dołować, wybrałam sobie kilka.

1. Przeczytam 52 książki w rok- bo w zeszłym roku się nie udało :)
2. Przeczytam tyle, ile mam wzrostu- jak wyżej.
3. Wyzwanie od autorki bloga
http://thecarolinasbook.net/wyzwanie-czytelnicze-2016


4. Grunt to okładka
Tu na szczęście hasło styczniowe przeciąga się do końca lutego
Hasło na styczeń i luty to: Do trzech razy sztuka- należy przeczytać 3 książki z wybranym motywem z poprzednich edycji wyzwania.

5. i jeszcze jedno, bo nie byłabym sobą, gdybym nie decydowała się na niewykonalne :) Autora niestety nie znalazłam.


Uffff, lecę czytać :)

piątek, 22 stycznia 2016

Podsumowanie wyzwania czytelniczego 2015

W zeszłym roku po raz pierwszy postanowiłam wziąć udział w wyzwaniu książkowym. Ba, od razu w czterech! Myślałam, że skoro siedzę w domu na macierzyńskim z maleństwem, to dam radę z palcem w uchu. A tu psikus- okazało się, że po 4 latach zapomniałam już, że przy maleństwie czas jest tylko na samym początku. Dokładnie wtedy, kiedy wydaje nam się, że mamy go najmniej :)
I tym oto sposobem z planowanych 52 książek przeczytałam tylko 25, z planowanych 158 cm lektury, tylko 57,8. Szokiem jest dla mnie, że od października nie przeczytałam żadnej książki. Fakt, że to właśnie wtedy kursowałam ciągle między pracą, domem a szpitalem, ale jednak to nadal 0 książek. Miałam wtedy kilka podejść do kilku polecanych książek, ale w żadnej nie dobrnęłam nawet do 20 strony. Zupełnie jak nie ja. Mimo to zdołałam w 2015  przeczytać książki, które wpasowały się w prawie połowę kryteriów z wyzwania:




Cóż, może w tym roku uda się osiągnąć więcej :) Zaraz biorę się za szukanie nowych wyzwań na ten rok.


niedziela, 3 stycznia 2016

12 dobrych nawyków

W tym roku oprócz postanowień noworocznych postanowiłam (hihi) wyrobić u siebie 12 dobrych nawyków. Po jednym na każdy miesiąc roku, bo podobno wystarczy  miesiąc, żeby wyrobić sobie jakiś nawyk. Moje nawyki mają na celu pomoc w realizacji postanowień noworocznych i ułatwienie mi życia. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Jeśli ktoś ma ochotę się przyłączyć, zapraszam :)



Moim pierwszym nawykiem będzie branie prysznica wieczorem, zamiast rano, jak teraz. Kiedyś nie wyobrażałam sobie pójścia do łóżka bez prysznica. Odkąd mam dzieci (a trafiły mi się egzemplarze ciężkie do uśpienia), zdarza mi się to bardzo często. Przez to rano muszę wstawać wcześniej, żeby się umyć i mam mniej czasu na inne czynności. W związku z tym postanawiam brać prysznic zawsze wieczorem, ok. godz. 20-21. Później często jest to już niemożliwe, bo ktoś chce iść spać, w dodatku koniecznie z mamusią. I tak mamusia najczęściej odpływa w krainę snu, choć jeszcze nie miała.....
A więc w styczniu naprawiam moje poranki. Po porankach przyjdzie na pewno czas na redukcję wagi i bałaganu w domu oraz systematyczne siadanie do robótek (i ich kończenie, bo kartony z rzeczami uszytymi do połowy pękają w szwach...).

Ufff, napisane. Teraz trzeba się tylko pilnować. Trzymajcie kciuki!


czwartek, 5 listopada 2015

Podsumowanie wyzwania 12 czapek w jeden rok

Na drutach u mnie kolejna czapusia dla kolejnego małego słodziaka w rodzinie, a tymczasem wrzucam podsumowanie wyzwania. Wszystkie czapki, które uszyłam i wydziergałam od listopada 2014 do końca października 2015.



sobota, 31 października 2015

Czapka październikowa- koniec wyzwania 12 czapek w rok

Numeracja mi padła gdzieś po drodze, bo w sumie powstało u mnie więcej niż 12 czapek w przeciągu tego roku, ale do wyzwania zgłosiłam tylko 11. Nie wszystkie były jakieś wyjątkowe. Uszyłam też dwie identyczne- dla maluszków w gwiazdki. Zgłosiłam je jako jedną. Tak więc nie mam wyrzutów sumienia :)

Dzisiaj pokażę Wam ostatnią w wyzwaniu(ale na pewno nie ostatnią u mnie, bo kolejna jutro wskakuje na druty, jeśli dziecko da). Tym razem znowu czapeczka dziergana na drutach. Nie wyszłam poza oczka prawe i lewe, ale za to dodałam do niej kokardkę i naszyłam błyszczące gwiazdeczki. Dziecko usatysfakcjonowane, więc ja też :)









W którymś z kolejnych postów zrobię jeszcze podsumowanie wyzwania. Dzisiaj nie mam do tego głowy.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Zakochać się....

Eh, te motyle w brzuchu, te kroki pół metra nad ziemią......
Wróć! Ja tylko o książce chciałam :) Motyle w brzuchu mam już niestety za sobą. Książkę zresztą też.

Tym razem iście wakacyjnie, bo lekko, bez stresu o zakończenie (jest dość oczywiste), przyjemnie. Przyznam, że mimo iż książka do bardzo ambitnych nie należy, bardzo mi przypadła do gustu. Były w niej momenty smutne, a były i takie, że śmiałam się na głos. Z chęcią bym ją jeszcze kiedyś przeczytała.
Jest to zdecydowanie romansidło, ale z głębszym przesłaniem. Kobieta ma wyjątkowe szczęście do spotykania na swojej drodze przyszłych samobójców. I mimo iż nie jest terapeutką, zaczyna się w nia bawić. Co z tego wynika? Jeśli nie macie obecnie nic lepszego pod ręką, przeczytajcie.


12/52
Odhaczam z listy romans :)


Książka ma 2,6 cm. Przeczytałam już w sumie 27,3 cm.  Czas się brać za grubsze książki :D

środa, 24 czerwca 2015

Dwie pozytywne książki

Od kilku dni próbuję przekonać Amelkę do zasypiania w łóżeczku zamiast na moich rękach. Tulenie jej sprawia mi dużo radości, ale jednak robi się coraz cięższa, a na rękach chce być calutki czas, więc musiałam coś z tym zrobić. Poszło w sumie prawie bezboleśnie ( 3 godzinki płaczu pierwszego wieczora, drugiego już tylko chwila złości :) ). Teraz Amelcia zasypia w swoim łóżeczku, po chwili słodkiego gramolenia się i wypinania pupci do góry :D. Mamusia musi tylko być w tym samym pokoju. Najszybciej zasypia jak się w ogóle do niej nie odzywam i nie dotykam. Więc daję buziaka (no dobra, milion buziaków :)), mówię "pora spać", odkładam maluszka do łóżeczka, opatulam kołderką i biorę książkę. Uwielbiam to, że muszę być obok :D I że nikt wtedy mi nie przeszkadza w czytaniu, bo każde wejście do pokoju czy moje wyjście rozbudza malutką. A wiadomo- im dziecko bardziej zmęczone, tym mu trudniej zasnąć. Więc to jest mój czas, który wykorzystuję na czytanie (czasem jeszcze z pół godziny po jej zaśnięciu, ale ciiiii :))
Dzięki temu przeczytałam w tym tygodniu juz dwie książki. Obie mega pozytywne, choć momentami smutne.

Pierwsza z nich to kolejna część mojej ukochane Jeżycjady, autortswa Małgorzaty Musierowicz. To seria mojego dzieciństwa i okresu dorastania...w sumie mojego życia, bo przeczytałam wszystkie części i zawsze z niecierpliwością wyczekuję kolejnej. Czy nie uważacie, że autorzy powinni pisać co najwyżej dwa razy dłużej niż czytamy? :)
Więc jeśli macie ochotę na bardzo subtelny romans w otoczeniu cudownej przyrody, w dodatku w środku lata, to "Wnuczka do orzechów" będzie idealna. Ta seria zawsze daje mi pozytwnego kopa, ale także przypomina, jaka ważna jest w naszym życiu rodzina i jej wsparcie.

Po drug książkę sięgnęłam zupełnie przypadkiem. Leżała wśród książek, które zostały dopiero oddane, ale jeszcze nie odłożone na półke. Przyciągnęła mnie okładka. I miałam nosa, bo bardzo mi się podobała. Tym razem opowieść zaczyna się historią z księgi mojżeszowej. Od razu mnie to zaintrygowało. Początek był dla mnie frustrujący. Byłam zła i nie rozumiałam dlaczego głowny bohater jest taki pokorny wobec niesprawiedliwości, które go spotykają. A im dalej czytałam, tym bardziej mnie książka wciągała. Momentami smutna a czasem bardzo zabawna. Na pewno warta polecenia.


To moje książki numer 10 i 11/52. Łącznie mierzą 3,6 cm, więc zostało mi do przeczytania 41 książek i 133,3 cm.
Tym razem mogłam skreślić z listy kilka nowych punktów:

Dwa z nich dzięki temu, że autorka mieszka w moim rodzinnym mieście- Poznaniu :)

Uciekam czytać dalej!

piątek, 12 czerwca 2015

Analfabetka, która umiała liczyć

I to jak umiała! Jeśli podobało Wam się poczucie humoru i absurdy w "Stulatku, który wyskoczył przez okno i zniknął", pokochacie kolejną powieść tego samego autora- Jonasa Jonassona.
 Absurdalne zbiegi okoliczności sięgają zenitu. Nie znam innego przypadku połączenie czarnej dziewczyny czyszczącej latryny, która nie istnieje, bomby atomowej, której nie ma, dynastii królów (istniejącej jednak) i bliźniaków, z których jeden nie istnieje. Jak dla mnie rewelacja! Bawiła i zaskakiwała mnie do ostatniej strony. Szczerze polecam!




Jest to moja 9/52 książka w tym roku
Niestety, nie spełnia żadnych innych kryteriów. Waham się czy można ją uznać za książkę polityczną....
Ma 3,2 cm, więc zostało mi 136,9 cm.




sobota, 30 maja 2015

Majowa czapka dla małego żołnierza- czapka nr 7/12

Czapka moro- jako komplet do spodenek. Tak to jest, jak się ma w domu małego facecika :)





To moja czapka numer 7 w wyzwaniu


czwartek, 14 maja 2015

Wszystko dla Ciebie

Kolejna książka łyknięta w ekspresowym tempie :) Tym razem nieco smutna, bo o rozpadzie związku, w którym powiało nudą. O smutku i samotności. Ale też o nadziei i rosnącej miłości. Polecam!


Książka numer 7/52  ma 1,9 cm. Zostaje jeszcze 142,1 cm. I na tyle tym razem :)