Najwięcej czasu zajęła mi torebka. Przerabiałam ją z torby typu wór kupionej latem w Biedronce. Szalenie podobał mi się materiał, ale torba jako mega wielki wór nieszczególnie się sprawdziła. Poza tym rączki oberwały się już w drugim tygodniu użytkowania i zdecydowanie brakowało mi w niej zamka, więc musiała uleć przemianom.
Troszkę to trwało, zanim się zdecydowałam coś z nią zrobić. Znowu ogarnął mnie ten głupi strach przed uszyciem czegoś. Bo "a co, jeśli nie wyjdzie?". No, ale co? Najwyżej torba trafiłaby do śmietnika i tyle. Ale wyszła :) Góra wymaga jeszcze dopracowania, ale to juz zrobi kaletnik, bo chcę przy rączkach wszyć kawałek skóry, żeby się lepiej trzymały i dobrze wyglądały. Bo rączki szyłam ręcznie.....To była masakra. 3 dni bolały mnie opuszki palców.
Koniec gadania. Oto moja torba przeróbkowa: ( do zdjęć pozowała moja osobista siostra)
A to mój "worek na strój". prosty, bez podszewki i kieszeni, bo to mój pierwszy. Ale będą następne, bo się córci spodobała, a i mi się przyda jeszcze jedna na książki do pracy. Na razie uparcie ładuję je do torebek i cięgle je tym niszczę...
A posta zakończę taki m miłym akcencikiem. Troszkę z opóźnieniem, bo już prawie dwa tygodnie temu dostałam paczuszkę z candy u Matricarii. Ale się ucieszyłam!!! I ile w niej słodkości!!!! Teraz siedze i knuję, jak je najlepiej wykorzystać...
A ten materiał jest po prostu świetny.Mam milion pomysłów jak go wykorzystać. :)
Bardzo dziękuję!!!!
Następnym razem wkleję zdjęcia ocieplacza, który uszyłam dla Ani Koniecznej na wymiankę u Matricarii. Niech tylko Ania go najpierw dostanie :)