Wracając do maty, to wczoraj już ją mogłam skończyć, ale zamiast zacząć zszywać warstwy ze sobą, wymyśliłam sobie zapięcie, żeby można ją było wygodnie zwinąć i zajęło mi to całą godzinę. A tylko na tyle mój mąż mógł zabrać dzieci na spacer. Przy nich to już było nierealne dokończyć. Poza tym, wieczorem już nas nie było w domu.
Dosyć gadania- gotowa mata (vel krzywulec) wygląda tak:
zapięcie
próba czy właścicielka da radę sama zapiąć
udało się i Julka pokochała nową matę:
przetestowałyśmy też inną możliwość wykorzystania maty :)
Na koniec moje dziecko, z rozbrajającym uśmiechem oświadczyło mi, że ma świetny pomysł. Byłam podejrzliwa i nie bezzasadnie... " Mamusiu, ta mata będzie na wakacje w lesie. A nad morze uszyj mi jeszcze jedną".
A wieczorkiem wczoraj poszliśmy na chrzcinki do małego Kubulka, siostrzeńca mojego męża i zarazem jego chrześniaka. Specjalnie dla niego wyszperałam w necie tildowe wykroje i postanowiłam spróbować. Efekt nawet mnie zaskoczył. Nie sądziłam, że tak fajnie mi to wyjdzie. W planie są teraz króliczki dla moich dzieciaków. Ale to już po wakacjach.
Anioł- śpioch
Ale za to po powrocie zapraszam na Candy :)