Na szczęście tylko chwilowo- przez grypsko. Wredne, dopadło mnie w piątek po pracy. Jak zwykle- na weekend. Soboty w ogóle nie pamiętam, bo ja przespałam. Jedyne, co pamiętam, to okropne dreszcze i ból wszystkich mięśni. Dzisiaj został już na szczęście tylko katar i brzydki kaszel. Za to dzieciaki chore, więc nie odpocznę- cała trójka. Raz grypsko ode mnie i dwa razy zapalenie oskrzeli. Tak więc, zamiast dopoczywac, bawię się w pielęgniarkę. Szczerze mówiąc- idzie mi kiepsko...
I w takich oto warunkach, przyszło mi wczoraj się postarzeć. I myślałam, że będą to najgorsze urodziny w moim życiu, a tu niespodzianka....
- mąż wręczył mi rękami dzieci buket tulipanów (uwielbiam!!!!)
- kupił mi książkę Krystyny Feldman, o której marzyłam :) (Znałam panią Krysię osobiście, bo tata pracował z nią w teatrze :))
- nie chciało mi się robić obiadu, a tu w porze głodu pukanie do drzwi- pod drzwami koszyk pełen owoców, świeżego soku i ciepły obiadek od siory :) plus chruściki do kawy
- po godzinie domofon i płyta Adele od drugiej siory i ciacho do kawy
- milion telefonów, smsów, życzeń na fb
- życzenia od google, przez które prawie spadłam z krzesła :)
- i nawet telefon z banku- tylko po to, żeby mi złożyć życzenia :)
No i miałam dzięki temu wypasione urodziny. Na szycie nie mam na razie za bardzo siły, ale może za druty dzisiaj złapię. A na pewno usiądę zaraz z książką. Na to mi ostatnio ciągle brakuje czasu.