Etykiety
Ciuszki dla dzieciaków
(137)
książki
(69)
dla niemowlaczka
(56)
Małe szyjątka
(55)
czapki
(47)
Inne
(46)
Szyjątka dla dzieciaczków
(44)
Zabawy
(39)
Na drutach
(34)
Kulinarne
(31)
sukienka
(25)
przebrania
(23)
wyzwanie
(22)
Candy
(21)
spodnie
(21)
Boże Narodzenie
(20)
Wielkanoc
(19)
dla przedszkolaka
(19)
fotografie
(19)
BuJo
(18)
wyzwania czytelnicze 2015
(18)
metkowiec
(17)
torby/torebki
(17)
wyzwanie czytelnicze 2016
(17)
bullet journal
(16)
Moje przemyślonka
(15)
Tutki
(15)
etui
(15)
poduszki
(15)
spódnica
(15)
wyzwanie czyt.2017
(14)
12 czapek w jeden rok
(12)
Na szydełku
(11)
prezenty
(11)
zakupy
(11)
DIY
(10)
haft
(10)
kominy
(10)
Kiermasz
(9)
okładki
(9)
przepisy
(9)
dla lalki
(8)
do domu
(8)
domowe sposoby
(8)
fotografia
(8)
opaski
(8)
torty
(8)
bajkowe postaci
(7)
ciasta
(7)
fartuszki
(7)
wyzwania czyt.2018
(7)
z papieru
(7)
Moje mieszkanko
(6)
Teraz Ja! Kobieta
(6)
kapelusz
(6)
osłonka na pasy
(6)
piżamki
(6)
wymianka
(6)
wyzwanie czyt.2019
(6)
Julka szyje
(5)
bluzka
(5)
ciastka
(5)
do auta
(5)
dom
(5)
polecam
(5)
worki
(5)
wyzwanie czyt.2018
(5)
zające
(5)
Tańce z pędzlem i farbami
(4)
Tilda
(4)
króliki
(4)
maty
(4)
pojemniki
(4)
recykling
(4)
wiosna
(4)
kosmetyczki
(3)
pies
(3)
piórnik
(3)
pokrowce
(3)
wyzwania czytelnicze
(3)
zabawki
(3)
zakładki do książek
(3)
zdrowie
(3)
Walentynki
(2)
dekoracje
(2)
girlandy
(2)
kartki
(2)
podkładki
(2)
pomagamy
(2)
pościel
(2)
quietbook/książeczka sensoryczna
(2)
sweterki
(2)
w moim ogrodzie
(2)
z drewna
(2)
fotorekwizyty
(1)
kalendarz adwentowy
(1)
kaligrafia
(1)
lalki
(1)
rekwizyty do sesji foto na drutach uszyte poduszeczki
(1)
tuniki
(1)
środa, 31 sierpnia 2016
Udało się!!!!
Kochani, udało się. Biorę udział w Rumpuciu. Kto ma blisko, zapraszam :) A a teraz uciekam do maszyny tworzyć resztę zaplanowanych poduszek i zabawek. Po sobocie będę je systematycznie wrzucać na bloga.
wtorek, 30 sierpnia 2016
Kiermasz czy...nie kiermasz?
Spotkała mnie dziś tak niewiarygodna przykrość, że prawie się popłakałam. Od dłuższego czasu piszę Wam i kiermaszu, na który się wybieram, a który odbędzie się....za moimi oknami. Jest to coroczna impreza u mnie na wsi. Pierwszą po przeprowadzce przegapiliśmy, bo przewoziliśmy w tym czasie meble i odświeżaliśmy mieszkanie, które wynajeliśmy. W zeszłym roku byłam, pooglądałam, wypytałam o cenę za udział i kilka dni później poszukałam w necie maila do ososby organizującej, że chcę wziąć udział w tym roku i proszę o jakieś informacje. Echo.....
Na początku lipca przypomniałam sobie o imprezie, więc znowu napisałam maila, załączając tego pierwszego, żeby było jasne, że już się zgłaszałam. Niestety, i tym razem nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. W tym miejscu zaznaczę, że mail był na oficjalnej stronie Urzędu Gminy, a pani urzędniczka podana jako odpowiedzialna za organizację.
No, ale nic- przecież się nie poddam. Na początku sierpinia napisałam do drugiej pani z tej listy- i zgadnijcie co....echo! Zero odpowiedzi.
Nie poddałam się i napisałam do trzeciej- ostatniej na liście. Odpisała mi tylko, że udział jest odpłatny. Napisałam, że tyle już wiem i że proszę o szczegóły, w tym kwotę i numer konta. Pani odpisała mi 22.08, że to zależy od rozmiaru namiotu. Nie mogłam go zmierzyć od razu, bo sama go nie rozłożę, a mąż wrócił z pracy w środku nocy. Wymiary wysłałam następnego dnia. I echo. Dzisiaj rano napisałam do Pani, że nadal nie otrzymałam informacji i że przypomninam, jakie są wymiary namiotu. Na to otrzymałam odpowiedz, że za późno, bo wszytskie miejsca są już zarezerwowane.
Myślałam, że eksploduję!!!!! Odpisałam pani grzecznie, aż stanowczo, że jutro stawię się u kierownika urzędu gminy z zapisem całej korespondencji. Pani na to, że proszę bardzo i podała mi numer do sekretarza gminy. Podejrzewam (bo już na tym etapie jestem nieufna), że to będzie jej ciocia/mama/siostra/przyjaciółka, więc wybieram się jednak do kierownika, w razie potrzeby i do samego wójta. Zainwestowałam w ten kiermasz kilkaset złotych. Jestem tak potwornie zawiedziona :(
I możęcie mnie zapytać, jak pani w maili, dlaczego po prostu nie zadzwoniłam. Powody są dwa:
- lubię mieć wszystko na piśmie. Numeru konta i tak by mi chyba przez telefon nie podały.
- spróbujcie dzwonić przy trójce dzieci- "Mamusiu, kto dzwoni?" "Bacia? Bacia? Mama, daj!" "Mogę iść do koleżanki" "Zrobisz mi herbatki"........
O, coś w tym stylu.
Czy kogoś z Was też kiedyś spotkało coś takiego? Miałam jeszcze dzisiaj szyć kolejne poduszki, ale brak mi siły. Jak mam zarwać kolejną nockę (tylko tak mogę szyć przy malutkiej), a nie dam rady nic załatwić z kierownikiem, to bez sensu to poświęcenie z niespaniem. Wtedy pomalutku będę sobie szyła dalej i wystawiała w Niesamowitym Kuferku. A za dwa tygodnie pójdę do urzędu z pismem w dwóch kopiach i oficjalnie zgłoszę się na kolejną imprezę, prosząc o potwierdzenie przyjęcia pisma z datą i pieczątką. W ostatnim czasie nawet w skarbówce załatwiałam różne sprawy bezproblemowo, a tu taka głupota mi tyle nerwów zżarła. A mąż siedział ze mną do 2 w nocy i mi wizytówki zamawiał. O 4 wstawał do pracy.... Jestem wściekła!
Na początku lipca przypomniałam sobie o imprezie, więc znowu napisałam maila, załączając tego pierwszego, żeby było jasne, że już się zgłaszałam. Niestety, i tym razem nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. W tym miejscu zaznaczę, że mail był na oficjalnej stronie Urzędu Gminy, a pani urzędniczka podana jako odpowiedzialna za organizację.
No, ale nic- przecież się nie poddam. Na początku sierpinia napisałam do drugiej pani z tej listy- i zgadnijcie co....echo! Zero odpowiedzi.
Nie poddałam się i napisałam do trzeciej- ostatniej na liście. Odpisała mi tylko, że udział jest odpłatny. Napisałam, że tyle już wiem i że proszę o szczegóły, w tym kwotę i numer konta. Pani odpisała mi 22.08, że to zależy od rozmiaru namiotu. Nie mogłam go zmierzyć od razu, bo sama go nie rozłożę, a mąż wrócił z pracy w środku nocy. Wymiary wysłałam następnego dnia. I echo. Dzisiaj rano napisałam do Pani, że nadal nie otrzymałam informacji i że przypomninam, jakie są wymiary namiotu. Na to otrzymałam odpowiedz, że za późno, bo wszytskie miejsca są już zarezerwowane.
Myślałam, że eksploduję!!!!! Odpisałam pani grzecznie, aż stanowczo, że jutro stawię się u kierownika urzędu gminy z zapisem całej korespondencji. Pani na to, że proszę bardzo i podała mi numer do sekretarza gminy. Podejrzewam (bo już na tym etapie jestem nieufna), że to będzie jej ciocia/mama/siostra/przyjaciółka, więc wybieram się jednak do kierownika, w razie potrzeby i do samego wójta. Zainwestowałam w ten kiermasz kilkaset złotych. Jestem tak potwornie zawiedziona :(
I możęcie mnie zapytać, jak pani w maili, dlaczego po prostu nie zadzwoniłam. Powody są dwa:
- lubię mieć wszystko na piśmie. Numeru konta i tak by mi chyba przez telefon nie podały.
- spróbujcie dzwonić przy trójce dzieci- "Mamusiu, kto dzwoni?" "Bacia? Bacia? Mama, daj!" "Mogę iść do koleżanki" "Zrobisz mi herbatki"........
O, coś w tym stylu.
Czy kogoś z Was też kiedyś spotkało coś takiego? Miałam jeszcze dzisiaj szyć kolejne poduszki, ale brak mi siły. Jak mam zarwać kolejną nockę (tylko tak mogę szyć przy malutkiej), a nie dam rady nic załatwić z kierownikiem, to bez sensu to poświęcenie z niespaniem. Wtedy pomalutku będę sobie szyła dalej i wystawiała w Niesamowitym Kuferku. A za dwa tygodnie pójdę do urzędu z pismem w dwóch kopiach i oficjalnie zgłoszę się na kolejną imprezę, prosząc o potwierdzenie przyjęcia pisma z datą i pieczątką. W ostatnim czasie nawet w skarbówce załatwiałam różne sprawy bezproblemowo, a tu taka głupota mi tyle nerwów zżarła. A mąż siedział ze mną do 2 w nocy i mi wizytówki zamawiał. O 4 wstawał do pracy.... Jestem wściekła!
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
Będę się uczyć, czyli rzecz o dywaniku
Nie, nie zapisałam się w tym roku do żadnej szkoły. Po prostu, zrobiłam porządek w szafie. Serio, od tego się zaczęło. Jak skończyłam, okazało się, że mam całkiem spory stosik koszulek do wyrzucenia. Nie mogłam się zebrać w sobie, żeby się ich pozbyć. Ciągle chodziło mi po głowie, żeby coś z nich jeszcze zrobić. I w końcu wymyśliłam- dywanik do ogrodowego domku dla dzieciaków. Widziałam kiedyś w necie koszyczki ze starych koszulek, więc czemu nie dywanik?
Pocieła koszulki na długie paski szerokie na ok.2 cm, pozwiązywałam ze sobą i wydziergałam kożlawy dywanik. Częściowo jest to wina różnej grubości i rozciągliwości mojej "włóczki", a częściowo mój brak wprawy w dzierganiu. Ale spokojnie, nie zostawię tak tego. Kolejny będzie piękny i równiutki :)
I mimo, iż odealny nie jest, dzieciaki są zadowolone :) Teraz uciekam dalej męczyć uszytki na kiermasz. Będę je na pewno pokazywać w kolejnych postach. Ciągle ich za mało.....
Pocieła koszulki na długie paski szerokie na ok.2 cm, pozwiązywałam ze sobą i wydziergałam kożlawy dywanik. Częściowo jest to wina różnej grubości i rozciągliwości mojej "włóczki", a częściowo mój brak wprawy w dzierganiu. Ale spokojnie, nie zostawię tak tego. Kolejny będzie piękny i równiutki :)
I mimo, iż odealny nie jest, dzieciaki są zadowolone :) Teraz uciekam dalej męczyć uszytki na kiermasz. Będę je na pewno pokazywać w kolejnych postach. Ciągle ich za mało.....
piątek, 26 sierpnia 2016
Zdałam i podusia z nóżkami
Bardzo Wam dziękuję za kciuki! Egzamin zdałam podobno śpiewająco. Stres był przeokrutny, ale komisja była bardzo zadowolona. Pani z kuratorium (!!!) gratulowała mi dłuższą chwilę. Pani dyrektor Gminnej Jednostki Oświatowej powiedziała, że jest dumna, że to ona przyjęła mnie do pracy w szkole, a moja pani dyrektor nawała mnie "zwierzem egzaminacyjnym" :) Wyszłam niezwykle podbudowana i zadowolona z siebie. Dzisiaj obudziłam się z uśmiechem. Nareszcie mogę odpocząć.
Teraz też mogę wrócić spokojnie do szycia. Szykuję się na kiermasz, który jest na początku września. Potem mam całą listę zamówień od moich dzieciaków :) Planuję też uszyć wreszcie coś dla siebie.
Na początek odpoczynku uszyłam poduszeczkę chmurkę z nóżkami. Tak na próbę. Julka i Krzyś nie wiedziali po co nóżki, ale Amelka od razu za nóżkę chwyciła i długo musiałam ją gonić po domu i prosić o zwrot podusi. Teraz leży zapakowana do kartonu, jako pierwszy uszytek na kiermasz. Poduszka, nie Amelka :) Kolejne czekają już skrojone. Myślicie, że się spodobają?
Teraz też mogę wrócić spokojnie do szycia. Szykuję się na kiermasz, który jest na początku września. Potem mam całą listę zamówień od moich dzieciaków :) Planuję też uszyć wreszcie coś dla siebie.
Na początek odpoczynku uszyłam poduszeczkę chmurkę z nóżkami. Tak na próbę. Julka i Krzyś nie wiedziali po co nóżki, ale Amelka od razu za nóżkę chwyciła i długo musiałam ją gonić po domu i prosić o zwrot podusi. Teraz leży zapakowana do kartonu, jako pierwszy uszytek na kiermasz. Poduszka, nie Amelka :) Kolejne czekają już skrojone. Myślicie, że się spodobają?
poniedziałek, 22 sierpnia 2016
Trzymajcie kciuki!!!!
Takie cudności kupiłam przed kiermaszem i wszystko musi poczekać, bo w czwartek mam egzamin na nauczyciela mianowanego i jestem przyklejona do przepisów prawa oświatowego. Po czwartku do Was wracam :)
piątek, 19 sierpnia 2016
Quietbook dla Wojtusia
Ten prezent też musiał swoje odleżeć, niestety. Był bardzo czasochonny, ale było warto.
Nie ma co się rozpisywać. Fotorelacja:
Pierwsza strona- litery iminienia i baloniki są na rzepy, więc można je odczepiać i przyczepiać. Dzięki temu Wojtuś może nauczy się układać z rozsypanych liter swoje imię.
Tu nauka liczenia do 4- małe kółeczka przyczepia się dowolnie na paskach z rzepów.
Jedna z ulubionych stron moich dzieciaków- wieloryb zjadający rybki. Oczywiście, z wbudowanym rentgenem, dla większej uciechy :) A jak już nie chce ich jeść, zawsze można je schować między falami.
Buciki- standard książeczkowy- nauka wiązania na kokardkę.
I dopasowywanie kształtów- każdy kształt jest wyhaftowany i trzeba do niegi przykleić odpowiedni klocek z filcu.
Twarz- ulubiona strona Krzysia :) Co odeszłam od stołu, to już twarz była ułożona :)
Hipcio bardzo dba o higienę jamy ustnej.
Trudne zadanie dla małych paluszków- odpinamy i zapinamy różne rodzaje zapięć.
Puzzle na rzepy- każdy element jest "obszyty" naokoło- widać kontury.
Na drzewie mogą rosnąć zarówno gruszki....
jak i jabłka.
Owoce są przypinane na zatrzaski. Nadmiar można schować do skrzyni z owocami.
Grzbiet książki
Z przodu rączki, dla wygody "czytelnika"
Jestem bardzo dumna z tej książeczki. Na pewno powstaną kolejne. Przede mną 3 razy drugie urodziny: Amelka i dwóch moich chrześniaków. Trzeba zakasać rękawy :)
Nie ma co się rozpisywać. Fotorelacja:
Pierwsza strona- litery iminienia i baloniki są na rzepy, więc można je odczepiać i przyczepiać. Dzięki temu Wojtuś może nauczy się układać z rozsypanych liter swoje imię.
Tu nauka liczenia do 4- małe kółeczka przyczepia się dowolnie na paskach z rzepów.
Jedna z ulubionych stron moich dzieciaków- wieloryb zjadający rybki. Oczywiście, z wbudowanym rentgenem, dla większej uciechy :) A jak już nie chce ich jeść, zawsze można je schować między falami.
Buciki- standard książeczkowy- nauka wiązania na kokardkę.
I dopasowywanie kształtów- każdy kształt jest wyhaftowany i trzeba do niegi przykleić odpowiedni klocek z filcu.
Twarz- ulubiona strona Krzysia :) Co odeszłam od stołu, to już twarz była ułożona :)
Hipcio bardzo dba o higienę jamy ustnej.
Trudne zadanie dla małych paluszków- odpinamy i zapinamy różne rodzaje zapięć.
Puzzle na rzepy- każdy element jest "obszyty" naokoło- widać kontury.
Na drzewie mogą rosnąć zarówno gruszki....
jak i jabłka.
Owoce są przypinane na zatrzaski. Nadmiar można schować do skrzyni z owocami.
Grzbiet książki
Z przodu rączki, dla wygody "czytelnika"
Jestem bardzo dumna z tej książeczki. Na pewno powstaną kolejne. Przede mną 3 razy drugie urodziny: Amelka i dwóch moich chrześniaków. Trzeba zakasać rękawy :)
środa, 17 sierpnia 2016
Tarta z wiśniami taka, że mniam!
Taka pyszna, że nie da rady zrobić zdjęcia urkojonego kawałka. Bo jak zrobisz zdjęcie, to Ci szybko zjedzą :) Więc zdjęcie jest tylko tary w całości. Ale uwierzcie mi- to jest najlepsza tarta na świecie!!!!
Składniki na ciasto:
- 300 g mąki (ja mieszam krupczatkę i pszenną w proporcji 1:2)
- kostka zimnego masła
- 1 żółtko
- 100 g cukru
- aromat
- 2 łyżki śmietany 18%
Składniki na nadzienie:
- 1 l kompotu z wiśni albo woreczek mrożonych wiśni bez pestek i ok.0,5 l wrzącej wody
- 2 łyżki cukru
- sok z połowy cytryny
- szczypta cynamonu
- 4 czubate łyżeczki mąki kartoflanej
Najpierw przygotowujemy ciasto- wszystkie składniki ugniatamy razem, aż ciasto będzie jednolite. Odkładamy do woreczka kulkę z ciasta wielkości pięści i chowamy do zamrażalnika. Resztę ciasta wyklejamy na formie do tarty, pamiętając o dość wysokich brzegach i nakłuwamy dosyć gęsto widelcem. Wkładamy na 10 minut do zamrażalnika, a w tym czasie nagrzewamy piekarnik do 200 stopni.
Po 10 minutach ciasto pieczemy ok.20 minut. W tym czasie przygotowujemy nadzienie- w garnku gotujemy kompot (lub mrożone wiśnie zalewamy wrzątkiem z cukrem- ja daję dodatkowe 2 łyżki), dodajemymy cukier, sok z cytryny, cynamon i czekamy aż się zagotuje. Kiedy kompot już wrze, dolewamy do niego zimną wodę z dobrze wymieszaną kartoflanką. Gotujemy i intensywnie mieszamy, aż nadzienie zgęstnieje. Powinno mieć konsystencję gęstego kisielu.
Nadzienie wylewamy na podpieczone ciasto i posypujemy startą na tarce resztą ciasta (tą wielkości pięści). I znowu do piekarnika na ok.20 minut w 200 stopniach.
Jeść szybko, zanim inni zobaczą
U mnie w domu znika w mniej niż 20 minut....
Składniki na ciasto:
- 300 g mąki (ja mieszam krupczatkę i pszenną w proporcji 1:2)
- kostka zimnego masła
- 1 żółtko
- 100 g cukru
- aromat
- 2 łyżki śmietany 18%
Składniki na nadzienie:
- 1 l kompotu z wiśni albo woreczek mrożonych wiśni bez pestek i ok.0,5 l wrzącej wody
- 2 łyżki cukru
- sok z połowy cytryny
- szczypta cynamonu
- 4 czubate łyżeczki mąki kartoflanej
Najpierw przygotowujemy ciasto- wszystkie składniki ugniatamy razem, aż ciasto będzie jednolite. Odkładamy do woreczka kulkę z ciasta wielkości pięści i chowamy do zamrażalnika. Resztę ciasta wyklejamy na formie do tarty, pamiętając o dość wysokich brzegach i nakłuwamy dosyć gęsto widelcem. Wkładamy na 10 minut do zamrażalnika, a w tym czasie nagrzewamy piekarnik do 200 stopni.
Po 10 minutach ciasto pieczemy ok.20 minut. W tym czasie przygotowujemy nadzienie- w garnku gotujemy kompot (lub mrożone wiśnie zalewamy wrzątkiem z cukrem- ja daję dodatkowe 2 łyżki), dodajemymy cukier, sok z cytryny, cynamon i czekamy aż się zagotuje. Kiedy kompot już wrze, dolewamy do niego zimną wodę z dobrze wymieszaną kartoflanką. Gotujemy i intensywnie mieszamy, aż nadzienie zgęstnieje. Powinno mieć konsystencję gęstego kisielu.
Nadzienie wylewamy na podpieczone ciasto i posypujemy startą na tarce resztą ciasta (tą wielkości pięści). I znowu do piekarnika na ok.20 minut w 200 stopniach.
Jeść szybko, zanim inni zobaczą
U mnie w domu znika w mniej niż 20 minut....
niedziela, 14 sierpnia 2016
Tipi dla siostrzeńców
Obiecałam je siostrze dawno temu, ale jakoś nie mogłam się zebrać w sobie, żeby je uszyć. Szło mi naprawdę jak po gruzie. Nie wiem dlaczego, bo takie tipi to nie jest bardzo skomplikowana rzecz. Na szczęście w końcu się udało i tipi zostało przetestowane przez moją super testerkę jakości.
Mamusiu, zobacz, zmieściłam się!
Tylko sobie oglądam te poduszki
Sprawdzam czy są miękkie
Haha, żartowałam!
Albo nie...
Chciałam jeszcze zrobić zdjęcie samych poduszek, które uszyłam do kompletu.....
Mamusiu, zobacz! Pozuję jak modelka.
Chcesz tylko zdjęcia poduszek?! No to spróbuj!
:) Tipi i poduszki pofrunęły już do nowych właścicieli, razem z jeszcze jednym zaległym prezentem. A o tym już następnym razem.
Mamusiu, zobacz, zmieściłam się!
Tylko sobie oglądam te poduszki
Sprawdzam czy są miękkie
A może ją sobie wezmę?
Haha, żartowałam!
Albo nie...
Chciałam jeszcze zrobić zdjęcie samych poduszek, które uszyłam do kompletu.....
Mamusiu, zobacz! Pozuję jak modelka.
Chcesz tylko zdjęcia poduszek?! No to spróbuj!
:) Tipi i poduszki pofrunęły już do nowych właścicieli, razem z jeszcze jednym zaległym prezentem. A o tym już następnym razem.
sobota, 13 sierpnia 2016
Kończę z Tobą, Lackberg!
Tak, dobrnęłam wreszcie do końca sagi Camili Lackberg. Wciągnęła mnie totalnie, więc się w sumie cieszę, że się skończyła. Nareszcie mam czas na inne rzeczy. Ciężko mi się było odkleić od kolejnych części.
Syrenka- w Fjallbace znika mężczyzna. Nie ma po nim śladu, aż do momentu, kiedy jego ciało znajduje pod lodem przypadkowy mężczyzna. Okoliczności jego śmierci są trudne do wyjaśnienia. W międzyczasie okazuje się, że debiutujący pisarz, Christian Thydell od pewnego czasu dostaje liściki z groźbami. Czy obie sprawy coś łączy? Czy będzie więcej ofiar? Oczywiście, Erika i Patrik są bardzo zaangażowani w sprawę. Szczególnie, że Erika dobrze zna Christiana i wspiera go w jego pisarskiej drodze. A może wcale go nie zna tak dobrze, jak myślała....
Latarnik- znowu w tajemniczych okolicznościach ginie powszechnie lubiany mężczyzna, o którym wszyscy mało wiedzą, a który niedawno wrócił do rodzinnej miejscowości. W tym samym czasie na wyspę niedaleko Fjallbacki wraca młoda matka z synkiem. Czy te sprawy coś łączy? Czy kobieta również jest zagrożona? Czy wyspa, na której mieszka sama z dzieckiem jest rzeczywiście nawiedzona, jak mówią ludzie? Erika oczywiście nie potrafi się powstrzymać i znowu wtyka nos w nie swoje sprawy. Całe szczęście, że Patrik czuwa.
Fabrykantka aniołków- bardzo zakręcona część. Dużo postaci, dużo się dzieje i ciężko się połapać, kto jest katem, a kto ofiarą. Mieszają się znowu różne wątki- prywatne z zawodowymi, miłosne, chorobowe, historyczne, rodzinne. Bardzo ciekawa i wciągająca część sagi. Ani trochę gorsza od pozostałych. Tym razem, żeby rozwiązać sprawę, znowu trzeba wrócić do sprawy sprzed wielu lat- tajemniczego zniknięcia całej rodziny, oprócz rocznego dziecka. Policjanci z Fjallbacki muszą rozpracować obie sprawy, a nie Gosta musi uporać się z trudnymi i bolesnymi wspomnieniami. A może nie tylko on?
Gorąco Wam polecam całą sagę Camilli Lackberg. Czytałam ją w rekordowym tempie, tak bardzo mnie wciągnęła. Polubiłam głównych bohaterów, którzy występują w każdej części od samego początku, ale też tych, którzy dołączyli do zespołu nieco później. Każda część była dla mnie bardzo ciekawa i nowa, choć pojawiały się pewne współne mianowniki. Czasem mnie to irytowało, czasem bawiło. Niektóre rzeczy mogłam już w ostatnich tomach, chociaż częściowo przewidzieć.
Książki są znowu grube i pozwalają mi trochę podratować moje wyzwanie czytelnicze "Przeczytam, ile mam wzrostu" Uffff :)
razem mają 11,2 cm, więc zostało mi do przeczytania 113,9 cm. To moje pozycje nr 14,15 i 16. Do 52 zostało jeszcze całkiem sporo.....
Syrenka- w Fjallbace znika mężczyzna. Nie ma po nim śladu, aż do momentu, kiedy jego ciało znajduje pod lodem przypadkowy mężczyzna. Okoliczności jego śmierci są trudne do wyjaśnienia. W międzyczasie okazuje się, że debiutujący pisarz, Christian Thydell od pewnego czasu dostaje liściki z groźbami. Czy obie sprawy coś łączy? Czy będzie więcej ofiar? Oczywiście, Erika i Patrik są bardzo zaangażowani w sprawę. Szczególnie, że Erika dobrze zna Christiana i wspiera go w jego pisarskiej drodze. A może wcale go nie zna tak dobrze, jak myślała....
Latarnik- znowu w tajemniczych okolicznościach ginie powszechnie lubiany mężczyzna, o którym wszyscy mało wiedzą, a który niedawno wrócił do rodzinnej miejscowości. W tym samym czasie na wyspę niedaleko Fjallbacki wraca młoda matka z synkiem. Czy te sprawy coś łączy? Czy kobieta również jest zagrożona? Czy wyspa, na której mieszka sama z dzieckiem jest rzeczywiście nawiedzona, jak mówią ludzie? Erika oczywiście nie potrafi się powstrzymać i znowu wtyka nos w nie swoje sprawy. Całe szczęście, że Patrik czuwa.
Fabrykantka aniołków- bardzo zakręcona część. Dużo postaci, dużo się dzieje i ciężko się połapać, kto jest katem, a kto ofiarą. Mieszają się znowu różne wątki- prywatne z zawodowymi, miłosne, chorobowe, historyczne, rodzinne. Bardzo ciekawa i wciągająca część sagi. Ani trochę gorsza od pozostałych. Tym razem, żeby rozwiązać sprawę, znowu trzeba wrócić do sprawy sprzed wielu lat- tajemniczego zniknięcia całej rodziny, oprócz rocznego dziecka. Policjanci z Fjallbacki muszą rozpracować obie sprawy, a nie Gosta musi uporać się z trudnymi i bolesnymi wspomnieniami. A może nie tylko on?
Gorąco Wam polecam całą sagę Camilli Lackberg. Czytałam ją w rekordowym tempie, tak bardzo mnie wciągnęła. Polubiłam głównych bohaterów, którzy występują w każdej części od samego początku, ale też tych, którzy dołączyli do zespołu nieco później. Każda część była dla mnie bardzo ciekawa i nowa, choć pojawiały się pewne współne mianowniki. Czasem mnie to irytowało, czasem bawiło. Niektóre rzeczy mogłam już w ostatnich tomach, chociaż częściowo przewidzieć.
Książki są znowu grube i pozwalają mi trochę podratować moje wyzwanie czytelnicze "Przeczytam, ile mam wzrostu" Uffff :)
razem mają 11,2 cm, więc zostało mi do przeczytania 113,9 cm. To moje pozycje nr 14,15 i 16. Do 52 zostało jeszcze całkiem sporo.....
środa, 10 sierpnia 2016
Worek na lego czyli zaległości
Przypomniało mi się, że nie pokazywałam jeszcze na blogu worka na lego,który uszyłam Krzysiowi zimą. Dzięki temu lego zazwyczaj (podkreślam,że tylko zazwyczaj :)) jest na swoim miejscu, a na pewno szybciej się je sprząta. Myślę, że takich worków będzie więcej.
Jest miejsce do zabawy
I szybkie sprzątanie
i do pojemnika
i do pojemnika
Subskrybuj:
Posty (Atom)